Główna Doping Sterydy dla amatorów

Sterydy dla amatorów

przez CIEMNA STRONA MOCY
Opublikowany:: Ostatnia aktualizacja 1,6K wyświetlenia
 

Anna koksuje od pięciu lat. Czyli zażywa w tabletkach lub wstrzykuje w udo steroidy anaboliczno-androgenne. Na ogół oxandrolone i winstrol – sterydy stosowane w medycynie jako lek zapobiegający utracie masy ciała u chorych na AIDS, po chemioterapii lub przewlekłych chorobach zakaźnych. Czasem robi też kilkumiesięczną „kurację” z zastrzyków propionatu testosteronu, czyli syntetycznego hormonu męskiego. Wszystko to kupuje na czarnym rynku, czyli od trenera w swojej siłowni. Miesięcznie wydaje ponad tysiąc złotych. Do tego kilkaset na odżywki i suplementy diety. Po co? Aby zyskać siłę i masę, a przede wszystkim wyrobić rzeźbę. Rzeźbę już ma: sześciopak na brzuchu, pośladki jak kamień, wyraźnie zarysowane wszystkie mięśnie ciała. Żadnej tkanki tłuszczowej, żadnej wody zatrzymanej w organizmie. Tylko muskuły i widoczne żyły. Ma też sztucznie zagęszczane blond włosy i piękne zęby. Na koncie liczne sukcesy jako fitneska (trenerka fitnessu) i ambicje, aby zostać zawodową kulturystką. No i ma chorobliwą obsesję na punkcie własnego wyglądu.

 

Żyjemy w czasach kultu ciała. Gonimy za idealnym wyglądem, często idąc na skróty. Doping u zawodników wyczynowych ma poprawić wyniki sportowe. Wśród amatorów chodzi przede wszystkim właśnie o wygląd – opowiada Michał Rynkowski, dyrektor biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Nielegalne sterydy, stosowane przede wszystkim jako doping przez zawodowych sportowców, znalazły swoje miejsce również wśród sportowców amatorów. W siłowniach i fitness clubach kwitnie handel anabolikami. Coraz częściej sięgają po nie kobiety. Rynkowski nie ma wątpliwości, że problem jest, choć jego skala nie jest znana. – Wśród sportowców wyczynowych przeprowadzamy kontrole antydopingowe. Półświatek amatorów zażywających sterydy jest hermetyczny i niekontrolowany. Niewiele o nim wiemy. Trudno oszacować skalę …

 

W Polsce ta skala jest zapewne zbliżona. I może rosnąć, bo im bardziej Polacy stają się aktywni sportowo, tym większe prawdo podobieństwo, że ćwiczący natkną się na substancje, które szybko pomogą im w osiągnięciu wymarzonej sylwetki. – Koksują wszyscy: trenerzy na siłowni, kibole klubów piłkarskich, kobiety, nieletni, a nawet policjanci, wojskowi i antyterroryści. Bez towaru nie ma po co wychodzić na scenę, bo większość kulturystów i fitnesek, przygotowując się do zawodów, koksuje na potęgę – wyznaje prawdę Robert. Nie chce podać nazwiska, prosi o zmianę imienia, bo, jak mówi, będzie skończony w swoim środowisku. – Z kupnem nie ma problemu. Wystarczy trochę pochodzić na siłkę i rozejrzeć się wokół. Najbardziej przypakowany trener na pewno coś o sterydach wie. Jak dobrze pogadasz, rozpisze ci kurację  a towar załatwi od razu – opowiada. Nie, to nie jest tak jak z posiadaniem marihuany lub innych narkotyków. Ze sterydami nikt się nie kryje.

 

Głównie dotyczyło to dyscyplin siłowych, jak podnoszenie ciężarów, kulturystyka i rugby. W Polsce nikt nie bada sportowców amatorów, ale z badań przeprowadzonych w Danii i Holandii wynika, że około 30 proc. osób korzystających z klubów fitness i siłowni stosuje sterydy. W Polsce ta skala jest zapewne zbliżona. I może rosnąć, bo im bardziej Polacy stają się aktywni sportowo, tym większe prawdo podobieństwo, że ćwiczący natkną się na substancje, które szybko pomogą im w osiągnięciu wymarzonej sylwetki. – Koksują wszyscy: trenerzy na siłowni, kibole klubów piłkarskich, kobiety, nieletni, a nawet policjanci, wojskowi i antyterroryści. Bez towaru nie ma po co wychodzić na scenę, bo większość kulturystów i fitnesek, przygotowując się do zawodów, koksuje na potęgę – wyznaje prawdę Robert. Nie chce podać nazwiska, prosi o zmianę imienia, bo, jak mówi, będzie skończony w swoim środowisku. – Z kupnem nie ma problemu. Wystarczy trochę pochodzić na siłkę i rozejrzeć się wokół. Najbardziej przypakowany trener na pewno coś o sterydach wie. Jak dobrze pogadasz, rozpisze ci kurację . a towar załatwi od razu – opowiada.

 

Robert też koksuje. Od 12 lat. Zaczął jeszcze w technikum od popularnego mietka, czyli metanabolu, w medycynie przepisywanego chorym na zanik mięśni, cukrzycę lub anoreksję. Jak twierdzi, robi to z głową. Nie przekracza dawkowania, pamięta, żeby robić przerwy na regenerację wątroby i odblokowanie, czyli przywrócenie do normalności produkcji naturalnego testosteronu przez organizm i wrócenie równowagi połączeń podwzgórze – przysadka mózgowa – jądra. Uważa też, żeby nie doprowadzić do ginekomastii, czyli powiększenia piersi na skutek wzrostu produkcji przez organizm estrogenu, czyli hormonu kobiecego. Na tę przypadłość zażywa profilaktycznie kolejne sterydy. Twierdzi, że jest odpowiedzialny, bo na trzy lata przestał zażywać sterydy, gdy z żoną planowali dziecko. Chciał się „oczyścić”, aby móc począć zdrowego potomka. Dziś ich córka ma półtora roku. Rozwija się prawidłowo. Robert do koksu wrócił i, jak mówi, tym razem „na grubo”. Czyli zażywa hormon wzrostu, a żeby efekt był jeszcze lepszy, kurację wspomaga zastrzykami z insuliny. Martwi się tylko, bo jego żona, w pogoni za sylwetką sprzed ciąży, też sięgnęła po koks. Na razie zażywa łagodne sterydy w tabletkach, ale coraz częściej przebąkuje o testosteronie. Na to Robert na pewno się nie zgodzi. W końcu nie chce, żeby żonie wyrosła broda.

 

– U mężczyzn w początkowej fazie zażywania skutki uboczne są mniej widoczne niż u kobiet, bo substancje anaboliczno-androgenne zmierzają w tym samym kierunku co męskie hormony. Ciało przybiera pożądany męski kształt, pięknie eksponują się mięśnie. Ale z czasem sterydy działają z ogromną szkodą dla zdrowia – tłumaczy prof. Jerzy Smorawiński, specjalista medycyny sportowej, rektor AWF w Poznaniu. I wylicza zagrożenia: – Zmniejsza się produkcja naturalnego testosteronu, zaczyna się wytwarzać estrogen. Rośnie biust, zmniejszają się jądra, zmniejsza się ilość i słabnie jakość plemników. U kobiet konsekwencje widać znacznie wyraźniej i znacznie szybciej. Sylwetka nabiera męskich kształtów, zmniejsza się biust, rozbudowuje klatka piersiowa, wyraźnie widać żyły. Szybko zaczyna się łysienie, widoczny zarost na brodzie, rozszerzenie porów skórnych, trądzik, głos staje się niski. Do tego występuje deformacja narządów płciowych, czyli przerost łechtaczki. Z czasem dochodzi do zaburzeń cyklu menstruacyjnego i zaburzenia owulacji. Organizm przestaje produkować jajeczka, co prowadzi finalnie do bezpłodności.

 

Smorawiński przestrzega też przed zaburzeniami psychiki. Sterydy bowiem otępiają i ogłupiają. Sterydziarze co do zasady są bardziej agresywni. Nie kontrolują wybuchów złości. Specjaliści nazywają ten stan szałem steroidowym, a ci, którzy popadli w konflikt z prawem, chętnie wykorzystują argument, że działali niepoczytalnie, gdyż byli pod wpływem anabolików. Dlatego spożywanie sterydów pomieszanych z alkoholem modne jest wśród kiboli przed tzw. ustawką, czyli planowaną bitwą.

 

Półświatkiem nieszczególnie wstrząsnęła wiadomość sprzed lat o śmierci Vadima Bielajewa, kulturysty o pseudonimie Bokito. Według wyjaśnień na forum internetowym Atleci.pl, zamieszczonych przez jego partnerkę Katarzynę, także kulturystkę, „Bokito” zmarł w szpitalu na skutek duszności i niewydolności płuc. Organizm nie reagował na kolejne silne antybiotyki. W dodatku lekarze nie byli w stanie wyregulować bardzo wysokiego poziomu cukru we krwi. Pacjent postanowił wyregulować go sam. Ale chwilę potem zaszła konieczność podłączenia kulturysty do respiratora i wprowadzenia w stan śpiączki farmakologicznej. Kilka godzin później zmarł. Nikt nie ma wątpliwości, że pośrednią przyczyną śmierci były właśnie sterydy anaboliczno-androgenne, od których „Bokito” bynajmniej nie stronił. Na forach internetowych czytamy, że był dla wielu autorytetem w dziedzinie stosowania anabolików. Ktoś inny dopisał, że jak na takiego hardcorowego koksiarza i tak długo pożył (32 lata). Większość jednak obwinia lekarzy, że nie umieli wyleczyć kulturysty. Niektórzy potraktowali to jako wypadek przy pracy. „Przegniesz z koksem – musisz umrzeć. Wszyscy wiemy, jak jest” – pisze na forum rzekomy znajomy „Bokita”. Sam, jak zapewnia, z koksem uważa, nie przesadza. Bo przecież wszystko jest dla ludzi, ale z głową.

– Ci, którzy szprycują się sterydami, stracili głowę, a mogą stracić też życie – kwituje prof. Jerzy Smorawiński. I wyjaśnia: – To nie lekarze są winni. Ci ludzie sami narażają się na choroby i nieodwracalne uszczerbki na zdrowiu. Również na śmierć. Zażywanie steroidów prowadzi do marskości i nowotworu wątroby, nowotworu gruczołu krokowego, schorzeń kardiologicznych, zawału serca, miażdżycy. Na to umierają ci, którzy biorą sterydy niezgodnie z ich przeznaczeniem.

 

Anna edukuje się sama. Tak jak większość sterydziarzy. Słucha się trenera, dużo czyta w internecie. Przeczytała nawet książkę medyczną o anatomii człowieka. Jej zdaniem chorują i umierają tylko ci, którzy popełniają błędy. Nie wiedzą, jak prawidłowo brać sterydy. Ona błędów na pewno nie popełni. Przecież dba o zdrowie – ćwiczy codziennie, przestrzega diety. Bo wiadomo, bez tego żaden steryd nie pomoże. O dzieciach nie chce słyszeć, ma przecież dopiero 27 lat. Chce się za to cieszyć świetną formą. A skutki uboczne, jak twierdzi, można łatwo zatuszować. Wypadające włosy to pryszcz dla dobrego fryzjera. Na zepsute zęby można nałożyć porcelanowe licówki, a trądzik ukryć pod makijażem. Zastanawia się też nad plastyką łechtaczki i warg sromowych, bo te coraz bardziej puchną, niewygodnie wystają. I tylko czasem, jak przyznaje, wstydzi się odezwać, bo rozmówcy dziwią się, że z ust szczupłej blondynki płynie tak niski, tubalny głos. Ale nie głos jest przecież najważniejszy. Priorytetem są siła, masa i rzeźba.

 

.…Bierzesz jak dziecko , wyglądasz jak dziecko…

Powiązane artykuły

Zostaw komentarz